Witajcie serdecznie,
jak ten czas pędzi. Dopiero co zaczynały się wakacje, a już za chwil parę wrzesień i rok szkolny....rok szkolny, który będzie dość stresujący - Mariuszek idzie do pierwszej klasy, a Agatka już klasa szósta i egzamin, więc trzeba będzie przysiąść ciut do nauki, eh i to co dla mnie jest mocno stresujące - pół etatu tylko :( ktoś powie "to fajnie będziesz miała więcej czasu dla dzieci", tak owszem, tylko tym czasem wolnym ich nie nakarmię i nie ubiorę.....wiem wiem są osoby, które mają gorzej. Tylko wiecie tak się zastanawiam nad pewną kwestią od jakiegoś czasu....czy jest sens naciskać na moje dzieci żeby się uczyły, żeby miały jak najlepsze wyniki, żeby szyły na studia, a najlepiej na nich od razu robiły po dwa kierunki? Czy ma to sens? Czasami mam wrażenie, że lepiej niech nauczą się z dwóch, trzech języków i konkretnego fachu i wyjadą z tego kraju, w którym nie ma perspektyw dla młodych ludzi. Ktoś powie, no przecież założyłaś firmę - tak, którą być może przyjdzie mi zamknąć, a co najmniej zawiesić działalność na jakiś czas, ponieważ za chwilę zjedzą mnie opłaty - jakiś koszmar. Nie wiem, może ja się za mało staram? Może za mało wkładam siebie w to wszystko.......
Przepraszam, że piszę Wam moje przemyślenia niezbyt radosne, ale czasami tak jest, że łatwiej rozmawia się z osobami, które nie są najbliższe. Co mam powiedzieć mężowi? On widzi jak chodzę smutna i zamyślona, że mam łzy w oczach.....ale nic na to nie może poradzić, nawet jakby chciał - oprócz przytulania do siebie mocno. Czemu tak jest, że w naszym kraju liczą się tylko układy i kasa? A chęć zrobienia czegoś fajnego, gdy nie ma się "pleców", poparcia niestety nie ma siły przebicia. Tam u góry naszych władz zamiast kłócić się mogli by zacząć myśleć - jeszcze trochę nie będą mieli z kogo ściągać kasy. Wczoraj był nasz sąsiad u nas....wyjeżdża do Irlandii za pracą. Za chwilę zabierze też swoją żonę tam....eh życie. Demokracja - ekstra, tylko ta demokracja, za którą wylewali krew nasi rodzice coś nas ostro "dyma" (przepraszam za wyrażenie). Nie będę Was już zanudzać moim smęceniem, ponieważ nie po to zaglądacie na mój blog. Jeśli kogoś moje słowa wstępu uraziły to z góry przepraszam, ale każdy z nas ma prawo pisać to co myśli na swoim kawałku wirtualnej podłogi.
Na początku wakacji trafiłam na blog
Danusi :) bardzo się cieszę, że poznałam kolejną kreatywną kobietę, która na swoim blogu obecnie prowadzi fajną zabawę w kolory. Przewodnim kolorem na sierpień został czarny - kolor czarny dla mnie jest kolorem kojarzącym się z elegancją , taką niewyszukaną, stonowaną, subtelną. Sama raczej nie ubieram się tylko w czerń zawsze do niej staram się dobrać jakieś inne kolory. Do wyzwania kolorystycznego postanowiłam wykonać wisior. Kamieniem głównym w nim jest Rainbow Obsydian. Jego tęczowość widać zwłaszcza jak wyjdziemy z nim na słońce, wtedy już nie wydaje się nam całkiem czarny, ale kolor czarny wpada lekko w bardzo ciemny zielony. Zrobienie dobrych zdjęć wisiorowi graniczyło z cudem ;) wiadomo jak trudno jest zrobić zdjęcie minerałom czarny a do tego o lśniącej powierzchni - niestety wszystko się w nich odbija jak w lustrze.
Black & red
A do tego obrazka z zabawy
Danusi popełniłam tą interpretację
Mam pytanie do dziewczyn, które zajmują się beadingiem i robią w swoich pracach takie właśnie wiszące końce przy wisiorach - oglądając Wasze prace widzę, że są one tak pięknie równe, idealnie się układają. Jak można coś takiego osiągnąć? Czym szyjecie te końce żyłką czy nitką? Ile razy przeprowadzacie przez koraliki - raz, dwa czy może więcej? Będę wdzięczna za pomoc w tej kwestii :)
Dziękuję Wam za przemiłe komentarze pod poprzednim postem :) jest mi niezmiernie przyjemnie, że tak pozytywnie przyjęłyście moje sutaszowe ażury - dziękuję pięknie.
Zmykam dalej szyć - jest to wspaniała terapia uspakajająca podczas, której mój mózg przestaje myśleć nad tym jak będzie, jak dam radę.
Pozdrawiam Was Sylwia